ewaryst fedorowicz ewaryst fedorowicz
280
BLOG

Cierpiętnik Powszechny

ewaryst fedorowicz ewaryst fedorowicz Polityka Obserwuj notkę 8
"Tygodnik Powszechny" świętuje 65-lecie narodzin. Świętuje skromnie i prowokacyjnie - specjalnym dodatkiem pt. "Żydownik Powszechny". Właśnie tak gazeta nazywana jest przez jej przeciwników.  Informuje portal TVN24.
 
Mógłbym się do tej kampanii reklamowej (bo to jest kampania reklamowa) odnieść ściśle zawodowo, jako, że ta kampania reklamowa jest dokładnie, jak każda inna .
 
Pomysł marketingowy jasny jak słońce: pozycjonuje się Tygodnik na ofiarę polskiego antysemityzmu i nietolerancji.
Jeszcze jedną ofiarę, chciałoby się powiedzieć.
 
Ha, pozycjonowanie każdej marce marketerzy mogą wybrać, jakie uważają za stosowne. Mnie nic do tego, choć szczerze mówiąc, kojarzenie odrzucenia Tygodnika przez Czytelników z ich antysemityzmem, byłoby oryginalne (nie wiem, czy skuteczne), gdyby nie było paskudne.
 
Ale taka zawodowa ocena reklamowego pomysłu Tygodnika, byłaby tylko niewielką cząstką prawdy, o moim do Tygodnika stosunku.
 
 
Wychowałem się na Tygodniku Powszechnym.
Tym z Kisielem, Słonimskim, Zawieyskim, Filipowiczem, Skwarnickim (Wierzbicki i Hennelowa dołączyli dużo później, ale ich tez czytałem).
 
W przykościelnym kiosku, w podwarszawskiej miejscowości, jeden z dwóch egzemplarzy Tygodnika, pracująca tam starsza pani odkładała zawsze (tak się wtedy nabywało dobra deficytowe) moim Rodzicom.
Może zaważyło to, że oboje należeli do Towarzystwa Przyjaciół KULu,  hojnie i systematycznie, ze swych skromnych, nauczycielskim pensji, swoją Uczelnię wspierając?
 
A może to, że uczyli historii uczciwie, a w małym mieście takie rzeczy się roznoszą?
 
Nie wiem, w każdym razie, Tygodnik zawsze w domu był.
 
Przeżywałem z Moim Tygodnikiem każdy nowy, „zwolniony”  (tak się wtedy to nazywało) tekst, każdy nowy obszar, dozwolony do eksplorowania, w wyniku kolejnej fali czy falki  odwilży.
Paskudny Gomułka, śmieszny Gierek i wreszcie Polski Sierpień i ten kilkunastomiesięczny festiwal solidarnościowej wolności.
 
Później, przezywałem boleśnie (tak, boleśnie) brak Tygodnika w stanie wojennym, cieszyłem się z jego wznowienia , dumny byłem z podwójnego numerowania i nazwy drukowanej „w kontrze”.
 
W kolejce podmiejskiej, wśród tłumu Żołnierzy Wolności i Trybun Ludu, Mój Tygodnik prezentowałem dumnie.
 
Liczyłem kolejne (już zaznaczane) ingerencje cenzury, domyślając się po cytowanych przez cenzora paragrafach, co tam kochanemu Kisielowi i innym, też kochanym Autorom wycięli.
 
Teksty Miłosza pożyczałem nawet niekoniecznie chodzącym do kościoła kolegom, rysunki Lebensteina robiły furorę w autobusie 182, a jeździł on wtedy chyba nawet wolniej, niż teraz.
 
Okrągły Stół i wybory 4 czerwca też przezywałem z Moim Tygodnikiem, jak z kimś bliskim i drogim.
 
 
Od ponad 20 lat Tygodnika po prostu do ręki nie biorę - żadnego tam traumatycznego rozstawania się, hamletyzowania itp. dyrdymałów. Nie - jak nożem uciął i już.
 
Zaważyła szokująca metamorfoza Mojego Tygodnika - otwartego, pluralistycznego, wyrozumiałego, w jakąś obcą formę, sprofilowaną tak tendencyjnie i niesympatycznie, że reakcja mogła być tylko jedna: nie chcę was więcej znać.
 
Kropelką, zapłonem czy jak tam zwał, była działalność Redaktora Kozłowskiego, jako wiceministra MSW.
Ciekawe - gdy rozmawiam z innymi eksczytelnikami Tygodnika, postać red. Kozłowskiego przytaczana jest często i w podobnym kontekście.
Cóż – wszedł na swój sposób do historii i tego nie da się nijak „zweryfikować”.
 
Dodam jeszcze bezczelnie, że mi brak Tygodnika w najmniejszym stopniu nie dolega i żadnego dyskomfortu związanego z wyrzuceniem go ze swoich lektur nie odczuwam. Podobnie moja rodzina i znajomi.
 
„W drugą stronę”  jest najwyraźniej inaczej - odpływ czytelników dobitnie pokazał, że na natrętną, czasami wręcz kolanem dopychaną propagandę popytu nie ma.
I z (gorzką) satysfakcją czytam to użalanie się Naczelnego nad fatalną kondycją finansową Tygodnika (Byliśmy na skraju nieistnienia”), toprzymilanie się o 1 % odpisu z podatku.
 
I jeszcze jedno: wystarczy sobie poklikać w Google, żeby się przekonać, że Żydownik Powszechny wcale nie jest najpowszechniej używanym w stosunku do Tygodnika przezwiskiem.
Nawet teraz, po rozpętaniu tej propagandowej akcji, Żydownik Powszechny ma 1500 odnośników, a Obłudnik Powszechny – dwa razy tyle.
 

No, ale na Obłudniku Powszechnym martyrologicznej kampanii reklamowej zrobić się nie da - fachowiec Wam to mówi. 

Kopiowanie do użytku publicznego, zamieszczonych na tym blogu tekstów, możliwe jest tylko za moją zgodą. Kamieniec Podolski - stąd pochodzi moja rodzina

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka